Deathrock czyli mroki po amerykańsku

Poniższy artykuł autorstwa Maniaka pierwotnie znajdował się w Coldzie #2 z 2002 roku. Upływ czasu zrobił swoje i część informacji mogła się zdezaktualizować, tym niemniej meritum pozostaje niezmiennie wartościowe. Jazda obowiązkowa, zwłaszcza dla tych którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z mrocznymi odmianami gitarowej muzyki. Dig in!

Gdy na przełomie lat 70′ i 80′ takie zespoły jak Bauhaus, Joy Division, Siouxsie and the Banshees, UK Decay, Virgin Prunes i The Cure wyznaczały podwaliny ruchu gotyckiego na Wyspach Brytyjskich, po drugiej stronie Atlantyku, w Kalifornii, Środowisko punkowe zdawało się być nieświadome ich istnienia:

Rozz Williams (Christian Death): “Inspirowały mnie dokonania punkowej sceny Zachodniego Wybrzeża USA, zespołów takich jak The Germs czy The Alley Cats. Z drugiej strony wywarli na mnie wpływ wykonawcy, których słuchałem, gdy jeszcze byłem dzieckiem: David Bowie, T-Rex. Nie zdawałem sobie sprawy z istnienia całej tej sceny gotyckiej w Anglii – Bauhaus itd. To znaczy wiedziałem, że coś takiego istnieje, ale nie słyszałem ani jednego nagrania.”

Jeśli wierzyć słowom amerykańskich artystów, wypada przyjąć, że w Wielkiej. Brytanii i w Kalifornii zupełnie od siebie niezależnie doszło do powstania dwóch pokrewnych sobie scen. Tak więc w Europie część punkowców, odkrywszy dla siebie ciemną stronę egzystencji, podążyła drogą Wyznaczoną przez wspomnianych na początku wykonawców, co dało początek całej pierwszej fali gothic-rocka (Bauhaus, Joy Division itd. nie nazywano zespołami gotyckimi – dopiero gdy miano to przylgnęło do całego ruchu mrocznych post-punkowców, tę samą nazwę zaczęto stosować do prekursorów). Tak więc w 1981 roku działały już takie grupy jak The Demons (chwilę później przemianowany na Alien Sex Fiend), Kabuki (później Ausgang), Panic Button (pierwotna nazwa Sex Gang Children), Sisters of Mercy, Southern Death Cult, Play Dead, Danse Society, Theatre Of Hate i inne. W tym samym czasie, w Kalifornii rozwinęła się tzw. scena deathrockowa. Takie zespoły jak Christian Death. 45 Grave, Kommunity FK, Vox Pop, Super Heroines, Crown of Thorns, Voodoo Church ruszyły swoją mroczną drogą. Muzycznie angielski gotyk niespecjalnie różnił się od amerykańskiego deathrocka. No, może tym, że Amerykanie zawsze byli bliżsi idei czystego rock’n’rolla i raczej nie używali instrumentów elektronicznych. Oczywiście nie bez znaczenia dla obu ruchów okazał się ogólny kontekst kulturowy. Europejczycy, owszem straszyli swymi trupimi, bladymi twarzami, nastroszonymi irokezami i fantazyjnie porozdzieraną odzieżą, co nie przeszkadzało im jednocześnie manifestować swego przywiązania do tradycji europejskiego dekadentyzmu, sztuki epoki wiktoriańskiej, niemieckiego ekspresjonizmu, surrealizmu, dadaizmu, w końcu teatru okrucieństwa Artauda. Amerykanie chętnie natomiast czerpali z horrorów klasy B, przerabiając na swój użytek wszystkie mity amerykańskiej popkultury (wielu z muzyków z kręgu deathrocka rysuje czy tylko kolekcjonuje makabryczne komiksy, a niektórzy jak np. jeden z członków Penis Flytrap piszą powieści grozy i kręcą horrory). Szybko okazało się też, że termin deathrock dotyczy szerszego kręgu zespołów niż tylko tych bezpośrednio kojarzących się z europejskimi zespołami gotyckimi. Takie grupy jak TSOL, Misfits, później Samhain grały właściwie czystej wody punk-rocka, a jednak z racji ich horrorystycznego image’u oraz zbieżnych z wizerunkiem tekstów również zaliczano je do kręgu deathrocka. Podobną rolę odgrywały w Wielkiej Brytanii takie zespoły jak Screaming Dead, The Damned czy The Lords Of The New Church, zespoły mocno punkowe, czasami kojarzone jednak z ruchem gotyckim. W krajobraz amerykańskiego deathrocka wpisały się również zespoły glamowe (np. Morticia), jak i cała rzesza kapel psychobilly, by wspomnieć najgłośniejszą z nich, The Cramps.

Płytą, która stała się manifestem młodego ruchu deathrockowego w Kalifornii, była składanka “Hell Comes to Your House”, gdzie m.in. znalazły się nagrania Christian Death i 45 Grave. Do klasycznych deathrockowych albumów na pewno należy zaliczyć również: “Only Theatre of Pain” Christian Death, “Sleep in Safety” 45 Grave, “The Vision and the Voice” Kommunity FK oraz EP-kę Voodoo Church.

Jak to zawsze bywa, losy pierwszych deathrockowych kapel potoczyły się różnymi drogami. Christian Death stało się kultowym zespołem, znanym na całym świecie, żeńska kapela Super Heroines po nagraniu trzech płyt rozpadła się (jedna z pań, Eva O, znalazła się w Christian Death, następnie w Shadow Project, i aktywnie udziela się na scenie gotyckiej do dnia dzisiejszego), Voodoo Church i Crown of Thorns szybko się rozpadły, 45 Graves i Kommunity FK działały do końca lat 80′, ciesząc się raczej tylko lokalną popularnością – dopiero gdy zaprzestały działalności, ich muzyka zaczęła być znana również w Europie.

We wczesnych latach 80′ działało w Stanach dużo świetnych zespołów deathrockowych: Mighty Sphincter, Theatre of Ice, Death Ride 69, Of A Mash, Burning Image, by wymienić tylko kilka z nich. Jednak w pewnym momencie na tamtejszym gruncie zaszczepił się na dobre termin “gotyk” i siłą rzeczy o deathrocku przestano słyszeć. Swoją drogą należy zdawać sobie sprawę z umowności tego rodzaju definicji co “gotyk” czy “deathrock”. Często przecież chodzi o jedno i to samo. Nie jest jednak przypadkiem, że obserwowane od kilku lat odrodzenie deathrocka ściśle wiąże się z powrotem do punkowych korzeni gotyku.

Amerykanie wrócili do słowa “deathrock”, by odciąć się od tego, z czym dzisiaj kojarzy się gotyk: od pretensjonalności, łzawego romantyzmu, metalowych i industrialnych elementów, pompatyczności, manieryczności i od komercji. Bo cóż tak naprawdę wspólnego ma muzyka wczesnego Christian Death czy 45 Grave (a także Bauhaus czy Alien Sex Fiend) z Lacrimosą, Him, Diary of Dreams czy Rammstein? Na szczęście nic. To zupełnie odmienne rejony. Zresztą podobną sytuację zauważyłem w Polsce, gdzie kilka mrocznych zespołów, żeby nie być kojarzonymi z zespołami typu Artrosis, Moonlight, Batalion d’Amour czy Closterkeller i zamiast nazywać się grupami gotyckimi, przyznaje się da związków z polską mroczną sceną lat 80′ i mówi o sobie jako o grupach zimnofalowych. Tak naprawdę jest to zagranie czysto taktyczne, bo termin “gotyk” równie dobrze pasowałby do ich muzyki.

Wracając jednak do odrodzenia deathrocka, jest to zjawisko, które fanom gotyku lat 80′, dodało wiatru w skrzydła. Masowo zaczęły się pojawiać nowe, wartościowe zespoły, powróciło do życia kilka starych, zasłużonych kapel. Reaktywowało się Voodoo Church, a zespół Mighty Sphincter po latach milczenia nagrał świetny album. Dinah Cancer, niegdyś wokalistka 45 Grave, powróciła na scenę na czele nowej kapeli Penis Flytrap. Zespół ten po wydaniu debiutanckiej EP-ki “Tales of Terror” należy zaliczyć do grona podstawowych zespołów nowego deathrocka. Po latach milczenia dał o sobie znać Patrick Mata, niegdyś lider Kommunity FK. I choć jego nowe propozycje zdecydowanie bliższe są stylistyce electro-industrialu, to i tak jak na razie zainteresowanie jego twórczością ogranicza się tylko do zwolenników deathrocka. Z powrotów warto jeszcze odnotować projekt I Viscera, powołany do życia przez muzyków grupy Burning Image.

Oprócz Penis Flytrap najważniejsze zespoły nowego deathrocka to: Cinema Strange, Antiworld, The Brickbats, The Phanom Limbs oraz supergrupa Frankenstein (nie mylić z noszącym tę samą nazwę zespołem byłego wokalisty Faith No More). Odnośnie Cinema Strange, rosnąca popularność tego zespołu jest dla mnie trochę niezrozumiała. Owszem, jest to dobry zespół koncertowy, odznaczający się malowniczym image’em, ale muzycznie nie jest to nic ciekawego. Tak grało się kilka lat temu na gotyckich potańcówkach w Niemczech. Niewiele tu ducha gothic-punka. U The Brickbats jest dużo punk-rocka i drugie tyle czystego rock’n’rolla. Jak na mój gust zdecydowanie za dużo klasycznego rock’n’rolla. The Phantom Limbs są znakomici, lubię ich tym bardziej, że doceniają wydawnictwa Furia Musica (klawiszowcowi Stevensonowi do gustu przypadły nagrania Joanny Makabresku, Exit i Bruna Wątpliwego). Frankenstein to zespół powołany do życia przez kilka znanych postaci z kalifornijskiego światka, między którymi znalazł się William Faith (Faith and The Muse, wcześniej Christian Death). Od długiego czasu zapowiadany jest debiutancki album zespołu. Antiworld to zespół specjalizujący się w punk-rocku anno domini 1982, ale z dużą domieszką mroku rodem z klubu Batcave (czy też raczej The Krypt – kalifornijskiego odpowiednika londyńskiego klubu, który był mekką wszelkiej maści mrocznych punków w latach 80′).

Skoro mowa o klubach, to podstawowym kalifornijskim klubem propagującym deathrock jest obecnie Release The Bats, regularnie organizujący imprezy i koncerty. podczas których zaprezentowała się już cała czołówka deathrocka. Tu muszę wspomnieć o drugim z liczących się klubów deathrockowych. To Pagan Love Song, który mieści się w Bochum, w Niemczech. Rezydentem klubu jest Thomas Thyssen, znany propagator deathrocka i gothic-punka u naszych zachodnich sąsiadów.

Wracając jeszcze na chwilę do USA, zwrócę uwagę na kilka grup. The Deep Eynde to zespół który pięć czy sześć lat temu nagrał znakomity album “City Lights” utrzymany w kabaretowo-elektroniczno-postpunkowej stylistyce, mogącej się kojarzyć z Soft Cell i dokonaniami Rozza Williamsa i Gitane Demone. Dowodzona przez charyzmatycznego Fate’a Fatale’a grupa ostatnio zmieniła swe oblicze. Teraz wymienia się ją jednym tchem z Penis Flytrap czy Antiworld, a porównuje najchętniej do The Damned, Misfits i The Lords of the New Church. Dowodem na to, że te skojarzenia są słuszne, jest EP-ka “Suicide Drive”. Warto dodać, że na basie w The Deep Eynde gra Hal Satan z Penis Flytrap.

Głośno jest o grupie Horror Show. Zespól działa kilka lat i pomimo że nie nagrał żadnej płyty, zdobył sobie środowiskową sławę. Zapewne zarówno dzięki koncertom, jak i faktowi, że członkowie grupy udzielają się mocno w ramach sceny.

Chciałbym jeszcze wspomnieć, że zespoły deathrockowe to nie tylko kapele mające coś wspólnego z gotykiem i punkiem, to również grupy elektroniczne (ceniony w środowisku Element), hardcore’owo-punkowe (Kastle Grey Skull), a nawet country-punkowe (Ghoultown). Często o przynależności do sceny deathrockowej decyduje image oraz odpowiednie teksty.

W Europie też powoli powraca nostalgia za latami 80′, gothic-punkiem, deathrockiem, klimatami a’la Batcave. Oczywiście najwyraźniej widać to w Niemczech, gdzie działa zespół Bloody Dead and Sexy kojarzony z deathrockiem (szczególnie tym spod znaku Christian Death), ale gdzie również jest długa tradycja mrocznych zespołów punkowych (lub punkowo-gotyckich), grających tzw. depro-punka. Od lat 80′ działają tam dwie znakomite formacje depro-punkowe: Fliehende Sturme i Der Fluch. W Niemczech wydawany jest też deathrockowy magazyn Necrogoth, który od trzeciego numeru ma być redagowany w języku angielskim. Wracając do prasy, na rynku można nabyć także Deathrock Magazine oraz Drop Dead Magazine z obszernymi informacjami na temat deathrocka oraz innych muzycznych dziwactw. To na razie tyle.

Maniak