Mt. Sims – Happily Ever After

Mt. Sims - Happily Ever AfterMatt Sims to rezydujący w Berlinie Amerykanin, znany do tej pory głównie z solowych nagrań utrzymanych w stylistyce electroclashowo-synthpopowej, wydawanych pod szyldem Mount Sims. Po skróceniu nazwy i zatrudnieniu dwójki dodatkowych muzyków – basistki Randy Twigg oraz perkusisty Andre Large – nagrał album, który zapewne musiał mocno zaskoczyć starych fanów, przyzwyczajonych do tanecznego, elektronicznego grania. Sims nagrał bowiem album zawierający rasowe, mroczne, post-punkowe granie, zabarwione tu i ówdze mniejszą bądź większą dawką zaserwowanej z klasą elektroniki.

“Happily ever after” to dwanaście kompozycji, w których mroczny klimat miesza się z post-punkową energią i elektroniczną przebojowością. Kompozycje są bardzo różnorodne i trochę czasu musi minąć, zanim się nimi znudzimy. Po niepokojącym intrze otrzymujemy singlowy “Grave”, promowany nakręconym w opuszczonym lunaparku teledyskiem – utwór na tle pozostałych dosyć spokojny, zwłaszcza gdy zestawimy go z następnym na liście “Playing for keeps”, brzmiącym jak pokręcony, post-punkowy hymn wojenny (bębny!). W “Dig it in” z kolei niespodziewanie do syntezatorowego tła dołącza saksofon, na którym gościnnie udziela się niejaka Jessie Evans. Na uwagę zasługują jeszcze przede wszystkim paranoiczny “What’s the big deal”?, “The bitten bite back” z bardzo przyjemną gitarą w tle oraz “Window window” – chyba najbardziej taneczny z całego albumu.

Matt Sims wraz ze znajomymi pokazał na “Happily ever after” prawdziwą klasę i muzyczną erudycję, udowadniając, że potrafi pozytywnie wyróżnić się wśród kolejnych kopiujących się nawzajem electroclashowców. Na profilu Myspace zespołu już pojawiają się wersje demo nowych utworów, które brzmią równie smakowicie, co opisywany przeze mnie album. Szukajcie go w naszym mailorderze – rzecz jest zdecydowanie warta uwagi.

Michał Karpowicz

www.myspace.com/mtsims

Mt. Sims – “Happily Ever After” – Hungry Eye Records 2008