Camp Z – Violent Memories

Camp Z - Violent MemoriesCamp Z to solowy projekt Manu – wokalisty Zorch Factor, byłego członka Cemetary Girlz i Sleeping Children, jak również założyciela internetowego labela Zorch Factory. Muzyka którą nam serwuje, to eklektyczny koktajl, na który składają się inspiracje muzyką industrialną (najbardziej słyszalnym przeze mnie wpływem jest Ministry) i post-punkową. W porównaniu do pierwszego albumu (wydanego przez kumpli Manu z Fake Record, po wyczerpaniu nakładu udostępnionego do ściągnięcia za darmo na stronie Zorch Factory), na “Violent Memories” słychać kilka zasadniczych zmian. Przede wszystkim, druga płyta to materiał zdecydowanie bardziej gitarowy; elektronika, choć cały czas jest bardzo ważnym elementem muzyki, współistnieje z gitarą na równych prawach, nie jest już elementem dominującym jak na pierwszej płycie. Do tego jest ona używana znacznie subtelniej, całość efektów jest jakby bardziej stonowana i nie narzuca się zanadto podczas słuchania. Kolejną istotną zmianą jest to, że Manu zrezygnował z industrialnego entourage’u, i zaczął o wiele częściej śpiewać, co jest o wiele bardziej przekonujące od sporej ilości zniekształconych buczeń, które zapodawał na pierwszej płycie (pomijam akcent, ale to chyba immamentna cecha wokalistów rodem z Francji śpiewających po angielsku).

Płytka rozpoczyna się lekko “iberyjskim”, akustycznym intrem, by zaraz potem zmasakrować słuchacza serią mocnych i szybkich kawałków – “Fight”, “The Casualty” i “Lonesome Road To Nowhere”, urozmaicanych najróżniejszymi smaczkami (od przemówień ulubieńca Francuzów, miłościwie nam panującego (jeszcze!) G.W. Busha, przez akustyczne wstawki, po mieszanie angielskich i francuskich wokali w jednym kawałku). Po całej tej łupance machina wyraźnie zwalnia, co wyznacza ciężki “Stay Free (Psalm I)”, trochę żwawszy, choć nieco wygładzony “Terror”, i melodyjny “Sacrifice”. Kolejnemu utworowi, “They Walked In Line”, będącemu oczywiście coverem Warsaw (czyli Joy Division), Manu nadał zupełnie nowy szlif. Jest on zdecydowanie mniej energetyczny od oryginału (co bynajmniej nie jest wadą), nieco zmieniona jest też linia wokalna (zwłaszcza refreny) – nie wiem czy to celowy zabieg, czy po prostu “tak wyszło” – w każdym razie dzięki temu całość jest zdecydowanie mroczniejsza w porównaniu do punkowego pierwowzoru; efekt finalny jak dla mnie jest przekonujący. Po psychodelicznym przerywniku, “Rupture (Psalm II)” następuje całkiem fajny, melancholijny “Primitive Rebirth”; “Whats This World II” i “Unforgiven II”, bedące nieco zmienionymi wersjami kawałków z debiutu, między które upchnięto bezbarwny “River End Village”. Całość wieńczy elektroniczno – gitarowe outro “Innocence Regained (Psalm III)”, w którym najbardziej charakterystycznym elementem jest chórek dzieciaków śpiewających “Old Macdonald Had A Farm…” przy akompaniamencie mocno przesterowanej gitary.

Podsumowując, według mnie produkt końcowy jest całkiem udany, chociaż spokojnie mógłby się obejść bez ostatnich trzech kawałków (nie licząc outra); osobiście nie jestem zagorzałym zwolennikiem takiego grania, a mimo to dobrze słuchało mi się tej płyty. “Violent Memories” nie jest może arcydziełem, tym niemniej warto się z nim zapoznać.

Camp Z – “Violent Memories” – Manic Depression 2008